Sierkovitz Sierkovitz
1758
BLOG

Dlaczego obstawiam wygraną Obamy?

Sierkovitz Sierkovitz Polityka Obserwuj notkę 55

Już za kilka dni przekonamy się o tym kto przez kolejne cztery lata pomieszka sobie w Białym Domu. Człowiek to jednak zwierzę niecierpliwe i nie jest w stanie wyczekać kilku dni dlatego na blogu Woyzecka można pobawić się w typowanie wyników. Nie jest to co prawda łatwe, bo administracja nie zdecydowała się promować tej zabawy a Woyzeck pisze w trochę innych ramach czasowych niż przeciętny bloger, ale warto spróbować. Ja spróbowałem i chcę przedstawić swój typ i jednocześnie go uzasadnić.

Obstawiam wygraną Obamy. W moim typie urzędujący prezydent dostaje 303 głosy elektorskie, pozostałe 235 przypadają Romneyowi. To dosyć zdecydowane zwycięstwo, biorąc pod uwagę minimalną przewagę Obamy w ogólnokrajowych sondażach (aktualna średnia: +0,2% dla Obamy). Dlatego nie powinno być zaskoczeniem, że przed wyborami uznałem, że w sondażach ogólnokrajowych jest coś nie tak. Ale uznałem tak na podstawie konkretnych przesłanek, nie ad hoc. Moją przesłanką jest rozbieżność między sondażami w swing states (stany gdzie tradycyjnie wybory są wyrównane) a sondażami krajowymi. W sondażach ze swing states Obama wygrywa w kluczowych stanach, które wystarczą mu do zwycięstwa. I wygrywał je również wtedy, kiedy Romney zdecydowanie odbił się na poziomie krajowym po pierwszej debacie.  Wyniki tych sondaży podaję za średnimi z realclearpolitics.com, strony, która zajmuje się agregacją sondaży i wiadomości z amerykańskiej polityki. Strona ma nieznaczny skręt w stronę republikańską, więc trudno ich podejrzewać o propagowanie Obamy.

Obama ma dzisiaj przewagę w ponad 1,5% Pennsylwanii (4,1%), Wisconsin (4,2%),  Michigan (4,0%), Iowa (2,5%), Nevadzie (2,8%) i - co najważnisze w Ohio (2,8%). Zwycięstwo w tych stanach plus zebranie głosów w stanach uznawanych za mniej więcej bezpieczne, daje Obamie 277 głosów elektorskich, wystarczająco dużo, żeby wygrać wybory.

Dlaczego akurat 1,5%? Tylko raz od 1980 zdarzyło się, żeby wybory w danym stanie wygrał ktoś, kto przegrywał o >1,5% w przedwyborczych sondażach. Z kronikarskiego obowiązku, był to Teksas w 1992, kiedy sondaże wskazywały na zwycięstwo Clintona o 3,5% a w końcu wygrał Bush Sr.  Poniżej 1,5% różnicy, sondaże stanowe są niezbyt konsekwentne. Na 14 sytuacji tylko 6 razy sondaże wskazały zwycięzcę poprawnie. 5 razy, sondaże wskazały republikanina, wygrał demokrata, 3 razy było na odwrót. Można jeszcze dodać, że 1992 to dziwny rok wyborczy w Stanach, bo kandydat niezależny zdobył aż 18%, i to właśnie rezygnacja z popierania Rossa Perota na korzyść Busha Sr. w ostatniej chwili spowodowała taki duży błąd.

W takim razie na ile dobre są sondaże stanowe w przewidywaniu? Znalazłem dane na ten temat i sondaże stanowe sprawdzały się bardzo dobrze A szczególnie dobrze w zaciętych wyścigach. W ostatnich 4 wyborach prezydenckich błąd sondaży mieścił się w zakresie 0,1-1,2%. W tym samym czasie, błąd sondaży ogólnokrajowych wyniósł między 0 a 5,2%. W całej historii (od 1972, bo wcześniej było po prostu za mało sondaży), sondaże stanowe sprawdzają się znacznie lepiej - ich średni błąd wynosi 1,8%, 1,1% jeżeli wykluczyć z analizy tragicznie przewidziany rok 1980, a sondaże krajowe mają błąd rzędu 2,1% (1,5 bez 1980). 

Szanse Romneya na zwycięstwo są zatem niezbyt duże. Sympatykom Romneya zostaje liczyć na ogromną wpadkę Obamy, albo na to, że wszystkie pracownie są bardzo mocno skrzywione w stronę demokratów. Historycznie sondaże bardzo lekko nadreprezentują demokratów ale jest to bardzo niewiele. W ostatnich 30 latach średnie odchylenie w wyborach prezydenckich wyniosło zaledwie 0,3%, chociaż były lata, gdzie błąd był znacznie większy - w obie strony zresztą. Szansa na to, że sondaże niedowartościowują Romneya są więc podobne do szansy na to, że te same sondaże zdecydowanie go przeceniają. Pozostaje ocenić skalę zwycięstwa Obamy. A ta zależy od 4 stanów - Florydy, Virginii, New Hampshire i Colorado. Sondaże w tych stanach wskazują na remis. W II turze typowania u Woyzecka, obstawiłem wygraną Obamy w NH i CO. W trzeciej turzedorzuciłem do tego tygla VA. Florydę zostawiłem Romneyowi, stąd moja ostateczna mapa wyborów wygląda następująco:

 

Ale typowanie tych czterech stanów to raczej zabawa i ruletka niż rzetelna analiza. Bo szanse na zwycięstwo to nadal 50:50 (może poza NH, gdzie Obama ma nieco większą przewagę). Tymniemniej zaliczyłem na korzyść Obamy jego zachowanie w czasie huraganu Sandy i to, że zyski Romneya po pierwszej debacie zdają się nie tyle hamować, co nawet cofać. Floryda, mimo tego, że poparcie dla Romneya nieco zmalało w ostatnich dniach, powinna być w wystarczającym stopniu zabezpieczona. Kto wie, czy gdyby Sandy poszła trochę niżej, nie typowałbym 332 głosów elektorskich dla Obamy?

Moja analiza jest subiektywna jak każda inna, ale starałem się w niej opierać na rzetelnych źródłach i eliminować wpływ mojej własnej sympatii politycznej. Na ile mi się to udało, przekonamy się w środę rano (chyba). Po wyborach, obiecuję solennie, że  jeżeli moja prognoza zupełnie się nie sprawdzi, posypię głowę popiołem i postaram się przeanalizować, gdzie popełniłem błędy. Miejmy nadzieję, nie tylko ze względu na moją dumę ale również ze względu na USA, że nie będę musiał tego robić. 

Sierkovitz
O mnie Sierkovitz

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka