Sierkovitz Sierkovitz
759
BLOG

Koniec epoki analityków politycznych?

Sierkovitz Sierkovitz Polityka Obserwuj notkę 18

Wyniki wyborów w Stanach to nie tylko dotkliwa porażka republikanów. To znacznie bardziej dotkliwa porażka analityków politycznych. I o ile to pierwsze może budzić mieszane emocje, o tyle to drugie powinno być powodem do radości. Bo analitycy polityczni od lat oszukują wyborców i wykorzystują ich nadzieje do sprzedawania mumbo-jumbo. Czas z tym skończyć, bo w trudnych czasach potrzebujemy kompetentnych polityków, ale tym bardziej potrzebujemy kompetentnych analityków. 

Przed wyborami, mieliśmy paradę typowań przedwyborczych. Mimo szerokiego wachlarza możliwości, prasa była w miarę zgodna, to będą zacięte wybory. Kilku "ekspertów" politycznych, jak Michael Barone, George Will, Larry Kudlow, Dick Morris czy nawet sam Glenn Beck i (tu klękam) Rush Limbaugh, przewidziało zdecydowane zwycięstwo Romneya - ponad 320 głosów elektorskich, czyli ponad 100 więcej niż w końcu dostał. Inni, jak Joe Scarborough czy Karl Rove, przewidzieli zwycięstwo Romneya z nieco niższą przewagą, co biorąc pod uwagę sytuację przedwyborczą, było tylko nieco mniej niedorzeczne. 

Nie chcę być jednostronnie spaczony przeciwko republikanom, bo jak nikt inny w amerykańskiej polityce to oni potrzebują pomocnej dłoni. Demokratyczni "analitycy" nie byli znacznie lepsi. Niejaki Jim Cramer*, facet, który zarządza hedge fundei radzi w telewizji jak wydawać pieniądze innym, obstawił 440 głosy elektorskie dla Obamy. Żeby tak się stało..., zresztą o czym gadamy, nie ma nawet realnego scenariusza dla takiego wyniku. Gość wymyślił sobie liczbę z sufitu. A prasa grzecznie powtórzyła to za nim - wystarczy przecież, że mówią, nie ważne jak. Im mniej realistyczne przewidywania, tym szerzej publikowane.

Tym czasem była jedna grupa, która od przynajmniej tygodnia, a nawet od miesięcy, pisała o tym, że wygrana Romneya jest bardzo mało prawdopodobna. Analitycy sondaży (quanci). Drew Linzen, Sam Wang i Nate Silver, to nie eksperci od polityki a od statystyki. Linzen i Wang to akademicy, Silver przerzucił się w świat polityki ze świata analiz baseballowych. Według nich wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że Obama musi wygrać te wybory. I mieli na to przekonywujące argumenty. Analitycy polityczni dobierają sobie sondaże i wyniki jak im pasuje. Quanci biorą wszystkie wyniki jak leci i później ważą je w zależności od ich wiarygodności. Wiarygodność zależy jednak nie od widzimisie, czy sympatii politycznych, a od metodologii danej sondażowni.  W oparciu o swój algorytm, w poprzednich wyborach Silver wytypował poprawnie 49 z 50 stanów. Pomylił się w wypadku Indiany, gdzie dał McCainowi bardzo niewiele więcej niż 50% szans na zwycięstwo, ale w końcu wygrał Obama. Dodatkowo wytypował poprawnie wszystkie wyniki do senatu.

To nie wzbudziło zachwytu tradycyjnych analityków. W tym roku część z nich wieszczyła kres mody na naukową analizę danych przedwyborczych, kompletną porażkę modelu Silvera. Wspomniany Scarborough założył się z Silverem o $2000, o to kto wygra (nagroda dla Czerwonego Krzyża). Jeden z krytyków, posunął się do tego, że te wybory to będzie Titanic Silvera. Zapomniał chyba dodać, że owszem Titanic, ale Silver pełni rolę Jamesa Camerona. Bo tym razem Silver wytypował poprawnie 50 stanów. I bardzo dobrze oszacował krajowy rozkład. Media posunęły się do tego, że ogłosiły Silvera zwycięzcą tych wyborów. Co jest niezbyt miłe dla Wanga i Linzena, którzy przewidzieli to równie dobrze.  Post factum. Bo przed wyborami media prześcigały się w podawaniu partyjnie zabarwionych analiz, które jeżeli miały coś wspólnego z rzeczywistością, to na zasadzie losowej.

Analitycy okazali się ludzkimi odpowiednikami ośmiornicy Paul. W każdych wyrównanych wyborach, połowa z nich będzie miała rację. Po dwóch takich konkursach - nadal ćwierć z nich losowo wytypuje dobrze. I później mamy takich ekspertów, którzy powołują się w swoich typach na swoje doświadczenie, a doświadczenie opierają na losowych zgadywankach z poprzednich lat.  Być może te wybory będą ważne z zupełnie innego powodu, niż się to wydaje miłośnikom Obamy. Być może Silver i ska. rozpoczną powolny marsz racjonalnej i systematycznej analizy do mainstreamu? Najpierw wybory, później podobne analizy decyzji politycznych. Hej - czemu partie nie miałyby stosować takich metod do prognozowania, którego kandydata promować w primary? Gdyby republikanie nie kierowali się źle ukierunkowanymi emocjami, trzymaliby dziś i izbę i senat, byliby nieco bardziej umiarkowani i dzięki temu bardziej wybieralni. To tylko marzenie, ale kto wie, może zacznie się na wywaleniu emocji i zgadywanek z analizy politycznej a skończy na wywaleniu tego typu "metodologii" z decyzji politycznych? Takie próby były już nieśmiało postulowane i próbowane, ale o tym następnym razem.

 

 

*@ Woyzeck: sprawdziłem - gość z Filadelfii, co powinno wiele tłumaczyć...

Sierkovitz
O mnie Sierkovitz

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka